Taki drobiazg, a cieszy.

Wczoraj mój syn prosił, żebym sprawdziła mu ćwiczenie z angielskiego, które robił na lekcji. Ćwiczenia były wypełnione ołówkiem. W kilku zdaniach brakowało jednego słowa, które powinno się powtarzać w danej konstrukcji (already).

Powiedziałam Darkowi, że brakuje tego słowa. On na to „O, nie! To teraz będę musiał wszystko ścierać, żeby wstawić i pisać na nowo całe zdanie. To zostawię tak jak jest. Dobra?

Ja na to „Prosiłeś, żebym Ci sprawdziła, więc sprawdziłam i powiedziałam Ci, co jest nie tak.”

Cisza.

On czekał aż ja coś powiem. Czekał, że mu każę zmazywać. Albo aż zgodzę się, żeby zostało źle. Wtedy uwolnię go od odpowiedzialności za to zadanie.

A ja nic.

Ćwiczyłam mój nowy sposób na komunikację.

Patrzył na mnie i nie dowierzał, że się nie odzywam.

A ja nic.

Nie patrzyłam na niego, żeby go nie denerwować i nie pospieszać. Byłam spokojna.

Cisza trwała długą minutę.

Darek powiedział: „To ja napiszę to słowo małymi literkami na górze i zrobię małą strzałkę gdzie powinno być.”

OK” – odpowiedziałam tylko.

Sam wypracował kompromis. Podjął decyzję.

Jestem z niego dumna.

Tagi: , , , , , , , , ,

Jedna odpowiedź do wpisu “Komunikacja z dzieckiem”

  1. Dzieciorób pisze:

    To pierwszy Twój wpis jaki czytam. Bardzo mi się podoba. Za chwilę (to taki eufemizm: ta chwila potrwa do wieczora) zacznę czytać kolejne. Więc nie wiem jeszcze w jakim wieku jest Darek. Ale w jakim by nie był nauka odpowiedzialności poprzez wolność, to jest coś, co ja zdecydowanie popieram!
    Opisałaś tu wspaniały sukces wychowawczy osiągnięty dość prostą (co nie znaczy, że łatwą w użyciu, wiem to z autopsji ;-) ) metodą.

    pozdrawiam

Zostaw odpowiedź do Dzieciorób

*
CommentLuv badge

Spam protection by WP Captcha-Free